By using this website, you agree to the use of cookies as described in our Privacy Policy.
The silhouette of a red deer standing in the water looming in the fog

Ryki we mgle...

Rykowisko, czyli okres godowy jeleni szlachetnych to jeden z najpiękniejszych spektakli w ciągu roku. Zarówno z punktu widzenia fotografa, jak i miłośnika przyrody. Cały miesiąc wzmożonej aktywności, skupionych na niewielkich obszarach byków, to nie lada gratka dla każdego, kto pragnie, choć na chwilę, poczuć się integralną częścią otaczającego nas świata. To także wspaniała możliwość do uzyskania ciekawych zdjęć i sprawdzenia samego siebie w niecodziennych i niejednokrotnie bardzo wymagających warunkach.

Pech, deszcz i... cisza

Trudno mówić o udanym fotografowaniu w kontekście poniesionych strat i nietrafionych wyjazdów. Tym bardziej, jeśli w drodze na zasiadkę zgubimy trochę auta, a po dotarciu na miejsce okaże się, że aura jest zupełnie inna, niż zapowiadały najdokładniejsze prognozowania? I faktycznie, często zdarzało się tak, że nie udało się trafić z pogodą, a deszczowy dzień zwykle krzyżował nawet te najśmielsze plany i zapowiadał zakończenie wypadu z pustą kartą. Niestety, deszczowa i wietrzna pogoda, która towarzyszyła nam przez wiele wypraw, skutecznie zniechęcała byki do jakiejkolwiek aktywności, a co się z tym wiązało, utrudniała nie tylko dokumentowanie rykowiska, ale nawet w znacznym stopniu ograniczała możliwości poszukiwania atrakcyjnych lokalizacji. Na taką sytuację bez wpływu nie pozostali myśliwi, którzy mimo nieciekawych warunków atmosferycznych i kolokwialnie mówiąc ?słabego? rykowiska, strzelali praktycznie codziennie, co, paradoksalnie, jeszcze bardziej pogłębiało panującą wokół stawów milickich ciszę. Można więc śmiało stwierdzić, że pierwsza część sezonu na fotografowanie jeleni okazała się, z małymi wyjątkami, fiaskiem, a kolejne, nieudane wyprawy nie zapowiadały polepszenia się sytuacji w drugiej połowie rykowiska.

Na otarcie łez... zimorodki!

Bywało też tak, że pogoda poprawiała się w ciągu dnia i po nieciekawym poranku, następowało słoneczne popołudnie. Wtedy też można było, bez zbędnego sprzętu, odwiedzić kilka miejsc i rozejrzeć się po okolicy. Aktywność byków w ciągu dnia jest znikoma, dlatego o fotografowaniu nie było mowy. Z ratunkiem w takich chwilach przychodziły zimorodki, które w jednym z wielu kanałów spustowych upatrzyły sobie idealne miejsce do żerowania. Ptaki te były przyzwyczajone do obecności fotografów do tego stopnia, że bez żadnych obaw podfruwały do pozostawionego przy brzegu aparatu. Jedyne co trzeba było zrobić, to wybrać odpowiednie miejsce, dobrze się zamaskować i poczekać, aż zimorodek przysiądzie na gałęzi, na tyle blisko, żeby dało się go sfotografować w ciekawej pozie. I tutaj przydawał się naprawdę dobry refleks. Ptasi modele, jak na zimorodki przystało, poruszały się bardzo szybko i chaotycznie. O fotce w locie nie było mowy, bo ptaki latały zdecydowanie za dynamicznie, a i na gałęzi nie przysiadały na dłuższą chwilę. Cały rytuał od momentu wypatrzenia ofiary, do jej skonsumowania trwał zaledwie kilka sekund. Następnie ptak odlatywał z zasięgu wzroku, by wrócić po kilku minutach po kolejną zdobycz. Trzeba przyznać, że ekwilibrystyczne ruchy przy ogłuszaniu upolowanej ryby, były miłą osłodą po nieudanym poranku. Można jedynie żałować, że całą scenę oświetlało ostre, popołudniowe słońce. Wczesnym rankiem i wieczorem nad wodą przeważały cienie, a przy tak ruchliwym ptaku, jakim jest zimorodek, należy korzystać z bardzo krótkich czasów otwarcia migawki, a co się z tym wiąże, potrzebna jest duża ilość światła.

Szansa na sukces

To, czy uda nam się zrobić dobre zdjęcie, zależy w dużej mierze od czynników, na które zupełnie nie mamy wpływu lub jedynie w niewielkim stopniu możemy je modyfikować. Przede wszystkim chodzi tutaj o główny temat zdjęć, czyli jelenie. Wprawdzie możemy wybrać się na kilkugodzinny rekonesans, znaleźć kilka potencjalnie atrakcyjnych miejsc do fotografowania i zaczekać, aż potężny byk z okazałym porożem wejdzie nam w kadr, ale niestety nawet wtedy nie mamy pewności, że zrobi to w taki sposób i w takim momencie, w jakim sobie tego życzymy. Jedyne na co mamy wpływ, to odpowiednia perspektywa i ustawienia naszego aparatu. Można by jeszcze dorzucić fakt, że trzeba pojawić się w odpowiednim miejscu, o odpowiedniej porze, ale często to łut szczęścia decyduje o tym, że jedno miejsce okazało się bardziej owocne fotograficznie niż drugie. I nawet tutaj nie ma reguły, bo chociaż jelenie, jak każde dzikie zwierzęta, mają swoje nawyki i często pojawiają się w tych samych rejonach o ściśle określonej porze, to tak naprawdę nigdy nie mamy pewności, że następnym razem sytuacja się powtórzy, a jelenie zapozują nam przed obiektywem. Pomijając już fakt, że same jelenie nie gwarantują dobrego zdjęcia, a elementy kompozycji takie jak trzciny czy mgły, będące przecież dodatkowym atutem to jedna wielka zagadka i nigdy do końca nie jesteśmy w stanie określić, kiedy wszystko zgra się w tą jedną, spójną i przyjemną dla oka całość. Podczas kilku, albo nawet kilkunastu dni spędzonych w dolinie Baryczy, mgły pokazały się tylko raz i tylko raz przez środek stawu przeszła cała chmara łań z kilkoma bykami. Można mówić więc o ogromnym farcie, bo obie sytuacje zgrały się w czasie i dzięki temu powstało kilka ciekawych ujęć i ogrom wspomnień, który pozwoliły mi zakochać się w całej otoczce i klimacie rykowiska.

Ruch jak na Marszałkowskiej

Trzeba przyznać, że jesienią na stawach milickich panuje wzmożony ruch zwierząt i? fotografów! Nie ma się czego dziwić, bo kumulacja ciekawych zjawisk w przyrodzie osiąga wtedy istne apogeum. Rykowisko, noclegowisko żurawi, przeloty gęsi, polujące na stawach bieliki, niezliczone ilości czapli i w końcu zapierające dech w piersiach, skąpane w odcieniach złota i brązu krajobrazy, przyciągają rzesze miłośników przyrody. To nie lada gratka, dla każdego, kto uwielbia podziwiać piękno natury i pragnie uwiecznić je na swoich zdjęciach. I faktycznie, dolina Baryczy umożliwia to wszystko, oddając się w całości, tym, którzy szukają ciekawych, niepowtarzalnych kadrów. To także szansa dla fotografów, do nawiązania nowych znajomości i poszerzenia grona znajomych o osoby, które mają podobne zainteresowania i pasje.

Podsumowanie

Niecały miesiąc spędzony w lesie, w towarzystwie jeleni, był bez wątpienia wyczerpującym okresem. Setki przejechanych kilometrów, niezliczone ilości wykonanych zdjęć, zarwane noce i dziesiątki godzin spędzonych w niewygodnych pozycjach, nie pozostały bez wpływu na organizm. Pod koniec tegorocznego rykowiska, fizyczne zmęczenie dawało o sobie znać.. Jednak opuszczając, po raz ostatni, dolinę Baryczy czuć było jedynie zadowolenie z udanych kadrów i radość, z tego co udało się zaobserwować. Można rzec, że wszystko co dobre, szybko się kończy i nie sposób się z tym nie zgodzić? Cztery tygodnie przeleciały, jak z bicza strzelił, a dla każdego, kto choć jeden dzień spędził na rykowisku, okres godowy jeleni mógłby trwać cały rok. Baśniowe klimaty i towarzyszące fotografowaniu emocje, z pewnością były w stanie skruszyć nawet najbardziej zatwardziałe serca. Cóż, pozostało jedynie, po raz ostatni, wcisnąć spust migawki i złożyć obietnicę? Dolino Baryczy, do zobaczenia za rok!

About

Integer posuere erat a ante venenati dapibus posuere velit aliquet. Fusce dapibus, tellus cursus commodo, tortor mauris sed posuere.

Quick Links